rózeczka choć bije, nie połamie kości

Notatka na marginesie

za Lechem Nijakowskim

zadanie domowe

Wskaż znaczące różnice między poniższymi tekstami.

raz

Rózeczką Duch Święty
dziateczki bić radzi
rózeczka bynajmniej
zdrowiu nie zawadzi
rózeczka napędza
rozumu do głowy
uczy paciorka,
oducza złej mowy
rózeczka choć bije
nie połamie kości
dziatki hamuje
od wszelakiej złości.

dwa

rózeczką duch święty…

Opublikowano w: „Civitas. Studia z Filozofii Polityki” nr 17

trzy

Zbigniew Stawrowski (ur. 14 marca 1958) – filozof polityki, profesor w Instytucie Politologii UKSW oraz Instytucie Studiów Politycznych PAN. Współzałożyciel i dyrektor Instytutu Myśli Józefa Tischnera w Krakowie. W latach 1982-2000 uczeń i asystent ks. Józefa Tischnera. Współzałożyciel i wykładowca Collegium Civitas, współpracownik miesięcznika „Znak”. Członek rady programowej czasopisma Glaukopis.

z wierszy szkolnych (1)

Cytat

Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach
Zgroza zimowa, ciemne konanie.

Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko fantom.

Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,
Krawacik musną, klapy obciągną
I godnym krokiem z mieszkań – na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą.

I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc – widzą wszystko oddzielnie
Że dom… że Stasiek… że koń… że drzewo…

Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną.

I znowu mówią, że Ford… że kino…
Że Bóg… że Rosja… radio, sport, wojna…
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną.

Głowę rozdętą i coraz cięższą
Ku wieczorowi ślepo zwieszają.
Pod łóżka włażą, złodzieja węszą,
Łbem o nocniki chłodne trącając.

I znowu sprawdzą kieszonki, kwitki,
Spodnie na tyłkach zacerowane,
Własność wielebną, święte nabytki,
Swoje, wyłączne, zapracowane.

Potem się modlą: „od nagłej śmierci…
…od wojny… głodu… odpoczywanie”
I zasypiają z mordą na piersi
W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie.

jak deportuje się stal

Notatka na marginesie

Piszący w poczytnym piśmie „Rzeczpospolita” polonista z katońskim zacięciem, kawaler Orderu Odrodzenia Polski, prawicowy patriota, szef działu „Opinie” i – łagodnie rzecz ujmując – rasistowska szuja, pan (Marcin) (Dominik) Zdort zadał kilka tygodni temu poważne pytanie:

Dokąd deportować Tatarów?

Pan (Marcin) (Dominik) Zdort nie czuje bowiem z polskimi Tatarami więzi cywilizacyjnej i w związku z tym obawia się o ich lojalność.

Mam pytanie znacznie poważniejsze: dokąd deportować (Marcina) (Dominika) Zdorta i jak właściwie radzić sobie z kanaliami jego pokroju? I co zrobić z polską prawicą z którą przyzwoity człowiek po prostu nie może czuć jakiejkolwiek, nie tylko cywilizacyjnej, więzi?

Fanom heroizmu per procura

Notatka na marginesie

Byłem całkowicie zaskoczony wybuchem powstania w Warszawie. Uważam to za największe nieszczęście w naszej obecnej sytuacji. Nie miało ono najmniejszych szans powodzenia, a naraziło nie tylko naszą stolicę, ale i tę część Kraju, będącą pod okupacją niemiecką, na nowe straszliwe represje. (…) Chyba nikt uczciwy i nieślepy nie miał jednak złudzeń, że stanie się to, co się stało, to jest, że Sowiety nie tylko nie pomogą naszej ukochanej, bohaterskiej Warszawie, ale z największym zadowoleniem i radością będą czekać, aż się wyleje do dna najlepsza krew Narodu Polskiego.
Byłem zawsze, a także wszyscy moi koledzy w Korpusie zdania, że w chwili, kiedy Niemcy wyraźnie się walą, kiedy bolszewicy tak samo wrogo weszli do Polski i niszczą tak jak w roku 1939 naszych najlepszych ludzi – powstanie w ogóle nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią. (…)
– Władysław Anders w liście do podpułkownika Mariana Dorotycz-Malewicza „Hańczy”, Linia Gotów, 31 sierpnia 1944.

artykuł o wyraźnych cechach satyry na niektórych polskich sędziów

Notatka na marginesie

Choć wypowiedź była obraźliwa, to nie wypełniono znamion czynu zabronionego, gdyż był to program satyryczny, a nie informacyjno-publicystyczny – uzasadniała wyrok sędzia Magdalena Garstka-Gliwa.

Mówiła, że sąd dał wiarę oskarżonym, iż ich intencją nie było znieważenie, a zatem nie działali w tzw. zamiarze bezpośrednim (gdy ktoś chce dokonać przestępstwa, a nie tylko godzi się na nie). Sędzia podkreśliła, że tylko taki zamiar pozwala na uznanie winy w tym przypadku.

Zarazem przyznała, że Gajadhur mógł czuć się znieważony, ale sąd inaczej niż on ocenił zachowania podsądnych, uznając że nie powinien on być „przewrażliwiony”. „Pokrzywdzony powinien umieć ocenić, co jest satyrą, a co szerzeniem rasizmu” – oświadczyła sędzia Garstka-Gliwa. Jej zdaniem nie doszło do szerzenia rasizmu, bo audycja była satyrą na pewne zachowania.
– za Gazetą Wyborczą

No więc sędzia Magdalena Garstka-Gliwa wydaje się być głupia jak but.

(Uwaga: ten artykuł jest satyrą na polskich sędziów i nie jest jego intencją znieważenie sędzi Garstki-Gliwy. Sędzia Garstka-Gliwa wykazała, że potrafi ocenić, co jest satyrą, a co znieważaniem, dlatego autor nie obawia się agresywnej reakcji bohaterki artykułu.)